
Rząd wyważa otwarte drzwi, budując od podstaw system e-administracji. Lepiej podpiąć się pod system bankowy, przecież on działa bez zarzutów – piszą dla „Gazety Wyborczej” Jan Gorski i Krzysztof Rybiński.
Każdy obywatel – osoba fizyczna i przedsiębiorca – musi od czasu do czasu zetknąć się z administracją publiczną, musi załatwić jakąś sprawę (np. uzyskać zgodę, zaświadczenie, zapłacić podatki) albo administracja ma sprawę do obywatela (np. kontrola podatkowa, głosowanie w wyborach lub referendum).
Niezależnie do tego, kto inicjuje kontakt, w 99 proc. przypadków procedury działania administracji i mądre wykorzystanie dostępnych technologii (Internet, Skype, telefon, SMS) powinny pozwolić na załatwienie sprawy bez konieczności fizycznej obecności obywatela w urzędzie lub fizycznej obecności urzędnika u obywatela, czyli za pomocą e-administracji. Dlaczego tak jeszcze nie jest? W marcu odbyła się konferencja zorganizowana przez DemosEuropa, na której przestawiono podejścia dwóch krajów – Danii i Polski – do e-administracji. W Danii w scentralizowany sposób w administracji krajowej i lokalnej znaleziono bardzo dobre rozwiązanie. Rząd dogadał się z bankami komercyjnymi, aby stworzyć jeden centralny system identyfikacji użytkowników. Za pomocą jednego loginu, hasła i zmiennego kodu użytkownik loguje się na co dzień do swojego banku, ale również do dowolnej e-usługi w e-administracji. Odpada problem pamiętania hasła do e-okienka, z którego korzystamy raz na kilka miesięcy, bo jest ono takie same jak do serwisu bankowego, z którego korzystamy kilka razy w miesiącu. Oczywiście rozwiązanie duńskie ma swoją alternatywę dla obywateli bez e-kont, którzy mogą pofatygować się do odpowiedniego biura i wyrobić sobie hasło. Jednak liczba takich użytkowników jest znikoma. Odpada również problem z przekonaniem milionów ludzi do systemu, bo banki to już zrobiły wiele lat wcześniej. Właśnie ten model powinniśmy zaaplikować do Polski. Jednak czy jesteśmy na to gotowi? Nad tym zagadnieniem zastanawiają się Jan Gorski, specjalista w dziedzinie web2.0, założyciel PLUM Web Solutions oraz Krzysztof Rybiński, profesor SGH. Polecamy cały tekst na www.wyborcza.biz